Kultura Liberalna Kultura Liberalna
104
BLOG

HARTMAN: Jesteśmy już odporni na dziecięce choroby demokracji

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 2

Szanowni Państwo,

20 lat temu wydawało się, że myśl liberalna na dobre zatryumfuje w Europie Środkowo-Wschodniej. Słynna książka Francisa Fukuyamy o końcu historii budziła intelektualne zastrzeżenia, ale na ogół rozumiano, że „trafiła w swój czas”. Po kryzysie na rynkach finansowych o beztroskim optymizmie sprzed lat nie ma mowy, ale pytanie o idee, stojące u podstaw polskich przemian, pozostają niezmiennie aktualne. Dziś możemy podjąć próbę oceny, jak wygląda dziś polski liberalizm? Czy stał się ofiarą własnego sukcesu? Czy wydarzenia tego roku coś zmieniają w tej perspektywie?

 

Jan Hartman

Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej

Postępy liberalnej demokracji w Polsce w przeciągu minionego dwudziestolecia dokonywały się, rzekłbym, powoli i niesystematycznie. Mimo to przeszliśmy już długą drogę i nie myślimy z niej zawracać. Zawarcie w 2005 roku groteskowej a groźnej koalicji PiS, LPR i Samoobrony na salonach kurii warszawskiej i pod okiem kamer Rydzyka było wydarzeniem tej samej kategorii, co zdobycie 25 proc. głosów przez Stanisława Tymińskiego w roku 1990 – było wydarzeniem z kategorii takich, które mogą mieć miejsce tylko raz. Potrzebowaliśmy tych przeżyć jak politycznej szczepionki i wierzę, że jesteśmy już odporni na dziecięce choroby demokracji. Co więcej, powolne dojrzewanie polskiej „klasy politycznej” przy jednoczesnym psuciu się jej w zachodniej Europie doprowadziło dość niespodziewanie do zbliżenia się standardów politycznych starej i nowej Europy. Nie sądzę, żeby klimat polityczny w Polsce był gorszy niż we Włoszech, a w porównaniu z Grecją wypadamy nawet lepiej. Mamy więc wiele powodów do zadowolenia.

Przed dwudziestoma laty przejmująca na krótko władzę inteligencja, postanowieniem swych rządzących reprezentantów postanowiła zhołdować Polskę Watykanowi, najwyraźniej wierząc, że tylko poparcie Kościoła daje gwarancję, iż naród wytrzyma konieczne reformy. W moim przekonaniu Tadeusz Mazowiecki i jego ludzie mylili się w tym względzie, a co więcej, przypuszczam, że mocując Kościół na pozycji państwa w państwie, co potwierdzone zostało zawartym następnie konkordatem, działali w poczuciu słuszności. Od początku główną przeszkodą na drodze budowy demokracji było oddanie Kościołowi, wraz z quasi-państwową autonomią wewnętrzną i wybujałymi przywilejami materialnymi, władzy symbolicznej w państwie polskim. Państwo to stało się na wpół oficjalnie państwem wyznaniowym, a symbolika katolicka oraz katolickie poglądy w kwestiach moralnych i obyczajowych zostały jak najgłębiej uwewnętrznione przez władze publiczne na wszystkich szczeblach, wypierając niemal całkowicie ducha naszej konstytucji, która wyjąwszy nakaz zawarcia konkordatu, ma treść w pełni liberalną.

W pewnym swym wymiarze budowa ustroju wolności przebiega więc w Polsce, podobnie jak we Włoszech czy Hiszpanii, pod postacią walki o uniezależnienie się państwa od ideologicznego protektoratu watykańskiego. Twierdzę wszelako, iż zaszliśmy już w tym procesie emancypacji ideowej państwa i sfery publicznej na tyle daleko, że przestał on być głównym wyznacznikiem postępów demokracji liberalnej w Polsce. Obecnie jest nim już – podobnie jak na Zachodzie – szerzenie się roszczeń wolnościowych wśród grup zainteresowanych własną emancypacją, a więc świadomość liberalna jako taka. Dawno już aspiracje wolnościowe Polaków przestały ograniczać się do swobody podróżowania, prowadzenia działalności gospodarczej oraz udziału w wolnych wyborach. Są one dzisiaj, zwłaszcza w młodszej połowie społeczeństwa, niemal takie same, jak na Zachodzie i dotyczą zabezpieczenia sfery prywatnej przez autorytarnymi bądź patriarchalnymi zakusami rządu. Większość młodych Polaków zastrzega sobie prawo samodzielnego stanowienia o swoim życiu i nie życzy sobie, aby państwo ograniczało ich wybory lub angażowało się w jakąkolwiek indoktrynację.

Naturalne poczucie wolności jest ponadto, w wypadku naszego kraju, wzmocnione pewnym pierwiastkiem anarchicznym. Polacy, nie będąc wcale krewcy, niechętnie poddają się dyscyplinie, a nadmierne restrykcje często bojkotują, podobnie zresztą jak rozmaite dobrze uzasadnione przepisy porządkowe. Słabość władzy i policji, biurokratyczna inercja utrudniająca centralne zarządzanie państwem, a także lokalne egoizmy i kunktatorstwo stanowią naturalną zaporę dla zapędów autorytarnych. Osobliwością naszego kraju jest ponadto występowanie efektu niezamierzonej liberalności praw w tych dziedzinach, w których rozwój prawodawstwa, zmierzający do nałożenia pewnych ograniczeń na takie czy inne praktyki, hamowany jest przez wolę Kościoła. I tak na przykład korzystamy w Polsce z nadmiernej wolności w dziedzinie sztucznie wspomaganej rozrodczości, gdyż przyjęcie regulacji ograniczających tę wolność było przez lata blokowane przez Kościół, zainteresowany wyłącznie takimi przepisami, które ustanawiałyby całkowity zakaz zapłodnienia in vitro, a sprzeciwiający się wszelkim regulacjom zawierającym jakiś element przyzwolenia. Wygląda jednak na to, że takie czy inne prawo w tej dziedzinie mimo wszystko w Polsce powstanie.

Tym, co napawa mnie wszak największym optymizmem, jest pojawianie się tu i ówdzie w życiu publicznym symptomów przebijania się do świadomości elit podstawowej dla liberalizmu idei rządu ograniczonego. Coraz większa liczba komentatorów zdaje sobie sprawę, że warunkiem uczciwego stanowienia prawa i wykonywania władzy jest dokładanie starań, aby akty władzy w najmniejszym możliwym stopniu ograniczały wolność obywateli oraz w najmniejszym możliwym stopniu odzwierciedlały poglądy rządzących odnośnie do tego, jakie przekonania, wierzenia, zachowania i style życia są lepsze od innych. Coraz częściej spotykamy się też z odwołaniami do konstytucji, co jest wyraźnym objawem wzrastania świadomości obywatelskiej. Ogromny postęp widać w kwestii mniejszości i ich dyskryminowania. Prawie wszyscy Polacy uważają dziś rasizm i antysemityzm za złe i zawstydzające, a wkrótce zapewne podobnie stanie się z homofobią. Kto wie, czy wszechobecność i dominacja Kościoła w przestrzeni publicznej i państwowej nie zacznie być wkrótce postrzegana przez Polaków jako przejaw niesłusznego uprzywilejowania Kościoła i niezgodnej z konstytucją stronniczości państwa. Mamy w Polsce bardzo silne poczucie równości. A od egalitaryzmu niedaleka prowadzi już droga do liberalnej idei równej wolności.

Jestem, jak widać, optymistą w ocenie postępów liberalnej demokracji i kultury liberalnej w naszym kraju. Sądzę, że za kolejne dwie dekady będziemy w podobnym miejscu, w którym dziś znajdują się, powiedzmy, Czechy. Jeśli komuś wydaje się to nieprawdopodobne, niechaj zważy, ile to nieprawdopodobnych rzeczy zdarzyło się dwadzieścia lat temu.

Czy polscy autorzy liberalni przyczynili się do wzrostu świadomości liberalnej? Sądzę, że poniekąd tak. Ich wypowiedzi i publikacje miały szansę dotrzeć incydentalnie do większości Polaków, a tym samym większość Polaków mogła zarazić się którąś z prostych idei, takich jak idea bezstronności państwa w kwestiach sumienia i wyznania albo idea znana jako „co nie jest zabronione, to jest dozwolone”. Myślę, że również w upowszechnieniu w społeczeństwie polskim przekonania, że złe jest dyskryminowanie mniejszości wszelkiego rodzaju, a osoby, które żyjąc inaczej niż pozostali, nikogo nie krzywdzą, powinny być pozostawione w spokoju, w jakiejś części zasługę ponoszą pisarze liberalni. Swoją drogą jest rzeczą ciekawą, że polscy liberałowie, czyli obrońcy wolności, najczęściej z osobistych przekonań są lewicowi. Ułatwia to przeciwnikom wolności modelowanie propagandowej zbitki: liberał-komunista-Żyd (w wersji pełnej) lub liberał-komunista (w wersji lekkiej). Wciąż jeszcze słowo „liberał” stanowi w ustach duchownych katolickich obelgę, a Kościołowi udaje się utrzymywać przesąd, jakoby słowo „liberalizm” oznaczało co do teorii stanowisko antykatolickie i antykościelne, a w praktyce rozwiązłość, permisywizm moralny, żeby nie powiedzieć – bezbożny kosmopolityzm, wojujący ateizm, a nawet rządy żydowskie nad światem.

Coraz więcej ludzi zaczyna wszelako pojmować, że wolność nie jest tym samym, co oddanie się z pełnym przekonaniem pod kierownictwo Kościoła i jego nauk, lecz prawem każdego do dokonywania wyborów i kształtowania swego życia, a nawet szkodzenia samemu sobie. Nie nauczyła ich tego jednakże „Gazeta Wyborcza”, lecz samo doświadczenie życia w wolnym kraju. Potęga liberalizmu polega bowiem na tym, że gdzie zwycięża wolność, gdzie obywatele zakosztowali swobód, tam nikt nie chce już powrotu rządu autorytarnego lub choćby paternalistycznego. Nikt dorosły nie chce przecież na powrót stać się dzieckiem. Wydaje się przeto, że nasza wolność, która ma już lat dwadzieścia, stała się dorosła i nigdy nie powróci do stanu dziecięcego. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej!

* Jan Hartman, profesor filozofii.

** artykuł ukazał się w Temacie Tygodnia w „Kulturze Liberalnej” nr 71 (21/2010) z 18 maja 2010 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka