Kultura Liberalna Kultura Liberalna
374
BLOG

ZAREMBA: Jesteśmy do dziś poparzeni

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 3

 Jesteśmy do dziś poparzeni

Przez wiele lat od zakończenia II wojny światowej żyliśmy – mam na myśli polską inteligencję – mitami, często fabrykowanymi przez nas samych. Od wielu prawd uciekaliśmy, freudowsko je wypierając. Mity powstawały głównie w latach 60. Ich „nosicielami” były tworzone przez nas na polityczne zamówienie filmy fabularne i seriale, literatura, sztuki plastyczne. Utrwalały je uroczystości rocznicowe, szkolne, akademie.

Gdy już w latach 90. prawda zaczęła wychodzić na wierzch, wychowani w micie Polski heroicznej, wiernej do końca, bez Quislinga rozpaczliwie machaliśmy rękami, jakbyśmy chcieli odgonić uciążliwą muchę. Janowi Tomaszowi Grossowi zarzucaliśmy brak warsztatu albo że jest socjologiem z wykształcenia, albo wreszcie, że nie rozumie polskiej specyfiki i tak dalej. Ostatnio wobec Barbary Engeliking, autorki książek o donosach w czasie wojny i zachowaniu się polskich chłopów wobec Żydów, padł podobny zarzut: mówiono, że skończyła psychologię, a nie historię i że to osłabia jej prace.

Podobny mit stworzono dla okresu tuż powojennego. Był założycielski, bardzo ważny dla minionego reżimu, ponieważ opowiadał historię o heroicznych początkach Polski Ludowej. Na jego kanwę składał się rzekomy zbiorowy entuzjazm, narodowy solidaryzm wobec problemów odbudowy pod tytułem: „Cały naród odbudowuje swoją stolicę”.

Dziś jesteśmy świadkami kolejnego mitotwórstwa. Powstają różnego rodzaju przedstawienia o „żołnierzach wyklętych”, ostatnich bojownikach sprawy niepodległości, którzy na swoich posterunkach wytrwali do końca. O ciemnych stronach ówczesnej walki – okrucieństwie, bandytyzmie – już się zapomina.

Być może zaskoczę czytelnika. Nie czuję się dobrze w roli Kolumba, który odkrywa wyparte lądy polskiego wstydu. Motywów rozpoczęcia przeze mnie badań nad polskim powojennym strachem było kilka, nie należała do nich chęć powrotu do miejsc bolesnych i wstydliwych. Może moja wizja historii jako nauki jest już passé, niemniej nie uważam, żeby zadaniem historyków było rozdrapywanie, ewentualnie czynienie sprawiedliwości, lecz rozumienie historii, tłumaczenie jej, znajdowanie modeli teoretycznych, które w tym pomogą.

Zadanie, jakie postawiłem przed „Wielką Trwogą”, nie polegało więc na demistyfikacji ani deheroizacji wojennego i powojennego doświadczenia Polaków, lecz na próbie jego socjologicznego uogólnienia, zwłaszcza w obszarze zjawisk, które nie mieściły w heroicznym micie. Przede wszystkim chciałem zrozumieć, z jakim garbem wyszliśmy z wojny i jak ten garb ciążył nam w pierwszych powojennych latach.

Przykładem może być masowe zjawisko powojennego szabru. Przez wiele lat mentalnie wyparte, choć przywłaszczone wówczas przedmioty do dziś zdobią niektóre nasze mieszkania. Z tą nieobecnością w dyskursie historycznym wiąże się wyczuwalne poczucie wstydu i zażenowania, że tak wielu polskich obywateli wzięło udział w szabrowaniu. Powstał dysonans poznawczy między rzeczywistym zachowaniami a wyidealizowanym obrazem Polaka. Często usiłowano go redukować, tłumacząc, że szaber stanowił swoisty rodzaj zemsty na Niemcach za ich zbrodnie i grabieże. W „Wielkie Trwodze” staram się pokazać, że motywy zachowań szabrowniczych były niesłychanie złożone: po części wiązały się z kulturą chłopską, powojenną biedą, demoralizacją i że niekoniecznie antyniemieckość i pragnienie zemsty na stanowiło najważniejszą ich siłę napędową. W początkach 1945 roku najazd szabrowników przeżyła również Warszawa.

Podobnie za cel nie postawiłem sobie odbrązowienia „żołnierzy wyklętych”. Interesowała mnie natomiast natura powojennego bandytyzmu; ci z żołnierzy podziemia, którzy po wojnie nastawili się na „bandytkę”, przeszli „na ciemną stronę mocy”. W powojennym bandytyzmie powinniśmy widzieć budzący strach i trwogę kataklizm o rozległych konsekwencjach, nie tylko społecznych, ale również gospodarczych, a nawet politycznych. W książce staram się ten kataklizm pokazać, jak również prześledzić, jak sytuacja lat wojny i powojnia z nieodpartą siłą wpychała partyzantów różnych formacji na ścieżkę przestępstw i rozboju.

W książce staram się również zrozumieć źródła podwójnej nienawiści do Żydów jako wampirów i komunistów jednocześnie, która po wojnie wstrząsnęła polskim społeczeństwem. Patrzę na nią socjologicznie, z różnych punktów widzenia, nie negując znaczenia polskiego antysemityzmu. „Wielka Trwoga” powstała z pragnienia zrozumienia mechanizmów powojennych pogromów.

Wojna pozostawiła po sobie kocioł pełen narodowych fobii i neuroz, nienawiści i pragnienia zemsty. Emocjonalny klimat powojnia – strach polityczny, dojmujące poczucie klęski i wielowątkowej tymczasowości, olbrzymie problemy życia codziennego spowodowały, że ten kocioł eksplodował, uderzając w „innych”: Białorusinów, Niemców, Ukraińców i Żydów.

Poparzeni jesteśmy do dzisiaj. Jak pokazują badania, przetrwała pamięć wojny ale także powojennego bandytyzmu. Pozostał brak zaufania do państwa, które w każdej chwili może zabrać warsztat pracy, narzucić drakoński podatek. Praktycznie do dziś utrzymuje się strach przed Żydami i Niemcami, którzy odbiorą mienie przejęte przez Polaków po wojnie. Czas Wielkiej Trwogi zapisał się w pamięci narodu, umocnił kształt polskiej religijności, zakorzenił się w nawykach i zwyczajach, w naszych fobiach.

* Marcin Zaremba, historyk, autor książek „Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm” (2005), oraz ostatnio „Wielka Trwoga” (2012).

** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", w „Kultura Liberalna” nr 193 (38/2012) z 18 września 2012 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura