Kultura Liberalna Kultura Liberalna
125
BLOG

KHILNANI: Obama, Romney, Indie

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 0

Obama i Romney nie różnią się znacząco, jeśli chodzi o ich stosunek do ważnych dla Indii kwestii, więc – biorąc pod uwagę jedynie dwustronne stosunki indyjsko-amerykańskie – między Obamą a Romneyem należałoby postawić znak równości. Jeśli jednak spojrzeć na szerzej rozumianą politykę zagraniczną obu kandydatów, byłby to remis ze wskazaniem na Baracka Obamę.

Jeśli mielibyśmy rozsądzać między Obamą i Romneyem na podstawie debaty prezydenckiej sprzed kilku tygodni, poświęconej polityce zagranicznej, należałoby ogłosić remis – w tej dziedzinie różni ich niewiele. Jeśli zaś chodzi o politykę wobec Indii – czyli temat, który we wspomnianej debacie nie pojawił się w ogóle – można by pomyśleć, że wróciliśmy do czasów, gdy oba kraje wolały się ignorować. Mimo powtarzanych podczas kampanii retorycznych ataków na przenoszenie produkcji gospodarczej ze Stanów Zjednoczonych do tańszych krajów, Indie pozostają dla USA ważnym obszarem strategicznym. To funkcja szczególnie ważna w obliczu amerykańskiego „zwrotu ku Azji”, ale również dlatego, że Indie będą musiały odegrać znaczącą rolę w powstrzymaniu ekspansji Pakistanu i zapewnieniu stabilizacji – jeśli jest ona w jakiejkolwiek formie możliwa – w Afganistanie. Również pod względem gospodarczym Indie mają dla Stanów Zjednoczonych, czyli dla rozwoju amerykańskich firm i różnych gałęzi przemysłu, ważne znaczenie. Indyjskie zapotrzebowanie na ogromne inwestycji infrastrukturalne, potężny rynek detaliczny tego kraju oraz duża liczba tanich i dobrze wykształconych pracowników sprawiają, że Indie są dla USA niezwykle atrakcyjnym partnerem gospodarczym.

Przełom w relacjach indyjsko-amerykańskich nastąpił za prezydentury George’a W. Busha. Był to niewątpliwie sukces w polityce zagranicznej jego administracji, stanowiącej – z tym jednym wyjątkiem – pasmo porażek. Ocieplenie w obustronnych stosunkach po porozumieniu o współpracy nuklearnej z 2006 roku ulotniło się nieco w czasie prezydentury Baracka Obamy, który wykazał się wyjątkową niewrażliwością na indyjskie interesy. Podczas wystąpienia w Pekinie w 2009 roku mówił o wyjątkowej roli, jaką mają do odegrania Chiny w Azji Południowej, oraz zasugerował możliwość powstania amerykańsko-chińskiej grupy G2. Oba te pomysły są dla Indii nie do zaakceptowania. W swojej polityce administracja Obamy przyjęła raczej zasadę gospodarczej wymienności, nie zaś – jak to było za kadencji Busha – wyraźną perspektywę strategiczną i długofalową. Chociaż Obama odwiedził Indie w 2010 roku, dopiero udany atak na Abbotabad, w którym zginął Osama bin Laden, oraz wyraźna deklaracja zaostrzenia polityki wobec Pakistanu zmieniły wizerunek amerykańskiego prezydenta w Indiach. Dla Hindusów były to dowody, że Amerykanie wreszcie zdali sobie sprawę z tego, o czym oni wiedzieli i mówili od dawna – z dwulicowości przywódców Pakistanu.

Poglądy Mitta Romney’a na Indie są niejasne – nieczęsto podejmował ten temat, nigdy również nie odwiedził tego kraju. Co prawda wśród swoich doradców ma także najlepszych amerykańskich znawców tego regionu, ale trudno powiedzieć, czy on sam ma sprecyzowany pomysł na politykę wobec Indii, na ich rolę w Azji i na świecie. Może być bardziej agresywny niż Obama wobec Chin, ale w stosunkach z Pakistanem będzie najprawdopodobniej ostrożniejszy.

W ciągu najbliższych pięciu lat trzy kwestie będą miały dla Indii szczególne znaczenie. Po pierwsze, stabilizacja w regionie, na którą wpływ będzie miała sytuacja wewnętrzna w Pakistanie i Afganistanie. Po drugie, zwiększenie inwestycji zagranicznych w Indiach, służące utrzymaniu szybkiego rozwoju gospodarczego oraz, po trzecie, podtrzymanie otwartej, wolnej od protekcjonizmu gospodarki światowej. Obama i Romney nie różnią się znacząco, jeśli chodzi o ich stosunek do tych kwestii, więc – biorąc pod uwagę jedynie dwustronne stosunki indyjsko-amerykańskie – między Obamą a Romneyem należałoby postawić znak równości. Jeśli jednak spojrzeć na szerzej rozumianą politykę zagraniczną obu kandydatów, której konsekwencje z pewnością odczują także Indie, byłby to remis ze wskazaniem na Baracka Obamę, który jest postacią bardziej przewidywalną niż Romney, mniej podatną na wpadanie w polityczne pułapki. 

* Sunil Khilnani, profesor nauk politycznych, dyrektor Instytutu Indyjskiego w King’s College w Londynie.

** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", w„Kultura Liberalna” nr 200 (45/2012) z 6 listopada 2012 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka