Kultura Liberalna Kultura Liberalna
2875
BLOG

Premier popełnił błąd

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 15

Z socjologiem, profesorem Andrzejem Rychardem o warszawskim referendum i jego skutkach rozmawia Łukasz Pawłowski.

Łukasz Pawłowski: Jakie konsekwencje w skali miasta, a jakie w skali kraju, będzie miało referendum w zależności od jego wyniku?

Andrzej Rychard: Dużo łatwiej jest przewidzieć konsekwencje polityczne niż konsekwencje dla miasta. To oczywiście kolejna odsłona walki pomiędzy PiS-em a Platformą. Pozostawienie Hanny Gronkiewicz-Waltz na stanowisku będzie ważnym sukcesem dla partii rządzącej po kilku porażkach na poziomie lokalnym, jej odejście będzie z kolei punktem dla PiS-u. Nie wiem jednak, jakie będą skutki referendum dla miasta. Odejście pani prezydent może oznaczać paraliż już prowadzonych projektów, ponieważ nie wiadomo, kto i w jakim trybie mógłby ją zastąpić. Niektórzy twierdzą, że powinny zostać rozpisane nowe wybory, inni, że mianowany zostanie komisarz, jeszcze inni, że tym komisarzem zostanie sama Hanna Gronkiewicz-Waltz…

ŁP: Takie zapowiedzi składał sam premier…

AR: I był to jeden z kilku błędów, jakie popełnił przy okazji dyskusji o referendum.

ŁP: Jakie były inne i z czego wynikały?

AR: Wynikały przede wszystkim z bardzo trudnej sytuacji politycznej, w jakiej znalazła się jego partia. Wyniki sondaży jak do tej pory pokazują, że zwolennicy utrzymania prezydent na stanowisku mają większe szanse na odniesienie sukcesu, nie idąc na referendum. Trudno jest jednak premierowi, a zarazem szefowi partii, która ma w nazwie „obywatelska”, nawoływać do absencji wyborczej. Ale Donald Tusk nie miał wyjścia. Musiał zniechęcać do udziału, lecz zrobił to w najgorszy możliwy sposób – dyskredytując samą ideę referendum. Mówił, że jest to przedsięwzięcie kosztowne i niepotrzebne, ponieważ za rok i tak są wybory itd. To ogromna niezgrabność, którą premierowi oraz innym działaczom Platformy używającym tego języka natychmiast wytknięto.

ŁP: Jak zatem premier powinien komunikować się z obywatelami w tej sytuacji?

AR: Dało się słyszeć w Platformie słabe głosy, które podkreślały znaczenie referendum dla procesu demokratycznego i nie dyskredytowały z miejsca intencji organizatorów. Ich autorzy zaznaczali jednak, że w tej sytuacji zwolennicy Hanny Gronkiewicz-Waltz powinni dokonać świadomego wyboru „aktywnej nieobecności”. A zatem, nie odrzucając idei referendum i uznając je za ważne, w tym konkretnym przypadku zachęcali do pozostania w domach, ponieważ twierdzili, że będzie to miało lepsze skutki dla miasta. Takie głosy niestety w ogóle się nie przebijały. Tymczasem, namawiając do absencji w referendum warszawskim, nie trzeba było bić w całą ideę – ludzie i tak zrozumieliby przekaz.

ŁP: Dlaczego więc premier postąpił inaczej? Czy to dowód jego braku wiary w rozsądek Polaków?

AR: Tak mi się zdaje. Tusk zakładał, że ludzie nie zrozumieją zniuansowanego komunikatu i wolał go uprościć, jednocześnie zwiększając jego siłę. Kolejny błąd popełnił, kiedy dodatkowo upolitycznił referendum, mianując Hannę Gonkiewicz-Waltz na szefową warszawskiej PO. Poza tym pamiętajmy, że nieważność referendum jest cały czas trudna do osiągnięcia, a to dodatkowo komplikuje sprawę. Jeżeli w przededniu głosowania sondaże pokażą, że frekwencja będzie wystarczająca, Platformie nie uda się już zmienić narracji tak, by skłonić ludzi do udziału i opowiedzenia się przeciwko odwołaniu prezydent.

ŁP: Czy pan weźmie udział referendum?

AR: Pan doskonale wie, że odpowiedź na pytanie, czy idę, czy nie, nie jest w tym wypadku odpowiedzią na proste pytanie frekwencyjne, na które zwykle odpowiadamy tak. To pytanie o mój stosunek do pani prezydent, a tym nie chcę się dzielić.

ŁP: Jak w takim razie ocenia pan samą inicjatywę?

AR: Problem z tym referendum polega na tym, że w procesie jego przygotowywania nie wyłonił się żaden lider. Przywódca ruchu, który do referendum doprowadził, Piotr Guział, dziś zdaje się być na marginesie i nie sądzę, by miał szansę na poprowadzenie większego ruchu miejskiego. Z tego powodu mam pewną trudność w ocenie tego wydarzenia. Z jednej strony, to moim zdaniem kolejny przejaw budzenia się nowej miejskiej świadomości obywatelskiej. Jest ona charakterystyczna raczej dla grup ludzi młodszych, lepiej wykształconych, którzy się tradycyjną polityką nie interesują, ale którzy reagują bardzo ostro, kiedy widzą, że tradycyjna polityka zaczyna im przeszkadzać w realizacji ważnych celów życiowych. Podobny ciąg wydarzeń doprowadził zablokowania decyzji rządu w sprawie ACTA. Nie jest to jednak wbrew pozorom władza tylko negatywna. Na przykładzie uruchomienia licznych projektów dotyczących budżetów partycypacyjnych, widzimy że oddolne ruchy mogą wywierać konstruktywny wpływ na politykę miejską. Z drugiej strony, nie mają one jeszcze liderów, a jeśli mają, to są oni znani wyłącznie na poziomie bardzo lokalnym. Z tego powodu nie jestem w stanie powiedzieć, czy potrafią wyłonić lepszych przywódców niż obecni włodarze miast.

ŁP: Czy politykę lokalną da się oddzielić od sporów politycznych prowadzonych na poziomie centralnym?

AR: Wciąż wydaje mi się to utopijnym postulatem, choć obecnie dostrzegam takie próby. Nowe ruchy miejskie są nadal polityczne w głębszym sensie polityczności, aczkolwiek unikają wchodzenia w koleiny partyjne. Jak pisał Ulrich Beck, polityka rozszerza dziś swoje granice. Pojawiają się nowi aktorzy i mechanizmy. Władza zmienia swoje formy, a partie polityczne tracą na znaczeniu. Polityka może wyłaniać się w zupełnie nowej postaci, niemniej pozostanie polityką w tym głębszym sensie, ponieważ wciąż stanowić będzie rodzaj działań zbiorowych, służących realizacji celów ważnych dla danych grup społecznych. To jest polityka.

ŁP: Czy w wypadku, gdy referendum okaże się ważne, spodziewa się pan wysypu podobnych inicjatyw? Jeśli będzie to zjawisko na skalę masową, może prowadzić do paraliżu władzy, ale z drugiej strony, jeśli ktoś – dany burmistrz czy wójt – źle wykonuje swoją funkcję, powinien ponosić polityczną odpowiedzialność.

AR: Powinien, ale boję się trochę lekkości w podejmowaniu decyzji odwoławczych i nadmiernego rozsmakowania we władzy negatywnej, które dodatkowo może być stymulowane dla doraźnych politycznych celów. Tym bardziej, że podziały polityczne z poziomu centralnego zachowują siłę także na poziomie lokalnym. Drugie niebezpieczeństwo polega na tym, że tego rodzaju akcje nie będą równoważone innymi, pozytywnymi narzędziami politycznego zaangażowania. W tej chwili o wiele więcej mówimy o referendach odwoławczych niż np. o budżetach obywatelskich. To dlatego, że władza pozytywna wymaga więcej wysiłku i jest trudniejsza do realizacji niż prosty sprzeciw.

* Andrzej Rychard, profesor socjologii, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.

** Łukasz Pawłowski, sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”.

Więcej o warszawskim referendum na stronie internetowej "Kultury Liberalnej"

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka