Kultura Liberalna Kultura Liberalna
484
BLOG

Beszbarmak i pomarańcze

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 6

Co dziś robi bohater największego skandalu politycznego w najnowszej historii Węgier i czy ma szansę na powrót na polityczny szczyt?

Pamiętacie Ferenca Gyurcsánya? To węgierski polityk, premier w latach 2004–2009, karierę polityczną rozpoczął w latach 80. w młodzieżówce komunistycznej, ale po 1990 r. odszedł do biznesu. Przez wiele lat był właścicielem świetnie prosperującej firmy konsultingowej z branży doradztwa finansowego, dzięki czemu w 2002 r. znalazł się na liście 50 najbogatszych ludzi w kraju. Powrócił do polityki na początku XXI w.: został członkiem Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSzP), a potem ministrem sportu i młodzieży w rządzie Pétera Medgyessy’ego. Po jego dymisji w 2004 r. zastąpił go na stanowisku premiera z misją wprowadzenia na Węgrzech słynnej „trzeciej drogi”. Cztery miesiące po zwycięstwie MSzP w wyborach parlamentarnych w 2006 r. do mediów wyciekło nagranie mowy Gyurcsánya z zamkniętego spotkania partii, w której przyznał, że socjaliści kłamali na temat stanu gospodarki, a w ciągu swoich czteroletnich rządów „nie zrobili absolutnie nic”. Wyciek wywołał wielotysięczne demonstracje w Budapeszcie, których uczestnicy domagali się ustąpienia premiera. Gyurcsány zrezygnował dopiero w 2009 r. Rok później jego rywal, Viktor Orbán, wygrał wybory, zdobywając większość konstytucyjną. W 2011 r. Gyurcsány wystąpił z MSzP i założył nową partię, Koalicję Demokratyczną (DK).

Za byłym premierem i liderem węgierskich socjalistów do dziś ciągnie się opinia człowieka, który utorował drogę do władzy Viktorowi Orbánowi. Jego przemówienie, w którym w niewybrednych słowach podsumował rządy własnej partii, wpisało się do historii jako przykład politycznego cynizmu. Mimo to polityk zdaje się stopniowo odzyskiwać zaufanie Węgrów. Po wyborach w 2014 r. jego nowa partia znalazła się w parlamencie.

Spotykamy się w jego biurze w centrum Budapesztu 6 lat po tym, jak zrezygnował z funkcji szefa rządu. Gyurcsány jest zrelaksowany i dowcipny, przyjmuje mnie w stylowym sweterku i czerwonych trampkach. Zachował bystrość umysłu i urok dobrego mówcy. O kontrowersyjnej przeszłości mówi otwarcie i z wyczuciem neutralnego analityka, na pytania o trudne relacje z Orbánem reaguje bez irytacji, tak częstej u polityków węgierskiej opozycji. Mimo tego – mniej lub bardziej udawanego – luzu, widać w nim rozczarowanie i poczucie zmarnowanej szansy. Rozmawiamy o jego niespodziewanej karierze, jeszcze bardziej niespodziewanym upadku i życiu po wielkiej klęsce. Życiorys Gyurcsánya, złotego dziecka gulaszowego komunizmu, to opowieść o sile i słabościach współczesnych Węgier oraz przestroga, do czego może doprowadzić pycha i arogancja.

Dariusz Kałan

Dariusz Kałan: Jeszcze się panu chce?

Ferenc Gyurcsány: Coraz bardziej. Moja nowa partia ma poparcie około 10 proc. tych, którzy deklarują, że pójdą na wybory. Nieźle, jak na człowieka, który do niedawna był uważany za politycznego trupa.

Dziwi się pan? Przeszedł pan drogę od – jak pisał „Financial Times” – „węgierskiego Tony’ego Blaira” do najbardziej znienawidzonego człowieka w kraju.

Nie dziwię się. Popełniałem błędy. Byłem kochany i odrzucany. Ludzie wciąż pamiętają o przeszłości – także tej niedobrej – i nie mam im tego za złe.

Biorąc pod uwagę moją umiarkowaną popularność w społeczeństwie węgierskim, jest mało prawdopodobne, że jeszcze raz będę premierem, a nawet członkiem rządu. Muszę zaakceptować, że moje aspiracje podążają innymi drogami niż moje możliwości. Dlatego nauczyłem się ograniczać własne oczekiwania.

Polityk, który twierdzi, że nie chce rządzić, nie wystawia sobie dobrego świadectwa.

Takie są realia i byłbym głupcem, gdybym nie brał ich pod uwagę. Pewnie wiele osób myśli sobie – jasne, ten diaboliczny Gyurcsány ukrywa prawdziwe ambicje. Nie ukrywam. Zależy mi na zjednoczeniu sił liberalnych i lewicowych, bo w obecnych warunkach tylko wielka koalicja demokratycznej opozycji jest w stanie rzucić wyzwanie Fideszowi. Ale siebie widzę wyłącznie w roli mediatora. Trzeźwo oceniam sytuację.

Jeśli miałbym taką władzę i poparcie społeczne, jak 10 lat temu, nie mielibyśmy problemu z pokonaniem Orbána.

Więc co pana motywuje? Urażona ambicja? Zemsta? Strach przed Orbánem?

Nie, nie, nie. Może mi pan nie wierzyć, ale mam mocne przekonanie, że moja oferta polityczna – umiarkowana, proeuropejska i liberalna – jest najlepsza dla Węgier. Po prostu czuję, że mam rację i wierzę, że prędzej czy później udowodnię, że to, co robiłem i co robię teraz, jest ważne i potrzebne dla kraju.

Poza tym to moje życie. Polityka. Kocham ją i nie znoszę jednocześnie. A proszę pamiętać, że w przeciwieństwie do Orbána wiem, że świat istnieje także poza nią. Jestem majętnym człowiekiem, bo w młodości parałem się biznesem. Tuż przed końcem komunizmu zostałem konsultantem finansowym, potem kupowałem upadające firmy, restrukturyzowałem je i sprzedawałem. Zarabiałem naprawdę duże pieniądze.

Pod koniec lat 90. uświadomiłem sobie, że biznes mnie nie cieszy. Spędzałem całe dnie nad jakimiś nudnymi bilansami i myślałem, że prawdziwe szczęście jest gdzieś indziej. Instynktownie skręciłem w stronę polityki. Zacząłem czytać, uczyć się.

Trudno z tego zrezygnować. Jeśli nie jestem zaangażowany w tematy rodzinne czy rozmowy z przyjaciółmi, koncentruję się na sprawach publicznych. Nie rozumiem wędkarzy, którzy spędzają całe dnie na brzegu rzeki. Ja potrzebuję działać, to daje mi energię i sprawia, że żyję. Zapewne wiele osób się dziwi, dlaczego człowiek, który jest niezależny i zamożny, postanowił znowu kierować partią, co jest zajęciem trudnym, czasochłonnym i nie zawsze wdzięcznym.

Ale to jest właśnie moje życie. To najbardziej szczera odpowiedź, jakiej mogę panu udzielić.

Przez ostatnie 5 lat chociaż raz pomyślał pan: „Cholera, to jednak moja wina, że oni doszli do władzy”?

Cały wywiad znajdą Państwo TUTAJ

Ferenc Gyurcsány

węgierski polityk, premier w latach 2004–2009. Obecnie lider Koalicji Demokratycznej (DK), którą po wyborach w 2014 r. wprowadził do parlamentu.

Dariusz Kałan

koordynator Programu „Europa Środkowa” w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych i dziennikarz-freelancer. Jego rozmowy z węgierskimi politykami i intelektualistami były publikowane m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce”, „Przeglądzie Politycznym” i „Polsce The Times”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka