Kultura Liberalna Kultura Liberalna
3533
BLOG

R. Krasowski: Kaczyński kocha słyszeć jęki swoich ofiar

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 42

„Donald Tusk ma większą inteligencję polityczną, ale to Jarosław Kaczyński przez wiele dekad będzie dzielił ludzi, jak kiedyś Piłsudski, a potem Wałęsa czy Jaruzelski. Władzy długo jednak nie utrzyma”, twierdzi publicysta, założyciel i były redaktor naczelny „Dziennika. Polska Europa Świat”.

Tomasz Sawczuk: Czy Donald Tusk był dobrym premierem?

Robert Krasowski: Był naturą pękniętą. Mocno i pewnie siedział w fotelu premiera, niemal jak monarcha na tronie. Nie stracił stanowiska przez 7 lat, a takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. To było imponujące, w obszarze politycznej techniki Tusk był po prostu wielki. Z takim politycznym warsztatem mógł być premierem dużego formatu, ale nie był, bo jego wielkością rządziło coś bardzo małego – wieczny strach przed utratą władzy oraz przed zemstą Kaczyńskiego. Te drobne obawy i lęki dramatycznie pomniejszyły Tuska. Sprawiły, że jako premier nic po sobie nie zostawił.

TS: To pan wymyślił hasło „polityki ciepłej wody w kranie”, pod którym Tusk chętnie się podpisywał. Czy Donald Tusk nie był politykiem, o jakim pan marzył?

Słów o ciepłej wodzie użyłem zirytowany bombastycznymi celami, jakich domagali się od polityki publicyści, zwłaszcza prawicowi. Jednak skupienie się na prozie traktowałem jako projekt bardzo ambitny, nie chodziło mi o to, aby romantyczne frazesy zastąpiła bezczynność.

Łukasz Pawłowski: A jednak chwalił pan podejście Tuska, przekonując, że rolą polityka jest zapewnienie ludziom dobrych warunków bytowych, a od sporów ideowych „są księża i moraliści”. 

I chwalę dalej, bo Tusk zrobił kilka wielkich kroków we właściwym kierunku. Był pierwszym prawicowym politykiem, który naprawdę poczuł ciężar materii. Wcześniej prawica bujała w obłokach, skupiona głównie na symbolach – na sporach o historię, na chrześcijańskich wartościach, na narodowej tożsamości. Tusk wyrzucił na śmietnik całą tę poezję, te duchowe opary, te rzekome absoluty. Wszystkie idee potraktował z buta, prawicowe i lewicowe, cudze i własne. Jego pogarda dla strawy, którą się karmią elity, była świeża i ożywcza. Oczyszczał pole dla racjonalnej polityki, ale sam nie chciał jej prowadzić.

ŁP: Bo?

Bo nie lubił wysiłku, bo się go bał. Dostał komfort rządzenia, jakiego nie miał nikt przed nim, ale nie chciał z niego skorzystać. Mógł się zanurzyć w prozie, jednak stanął z boku.

TS: Dlaczego zatem ludzie rządzący wówczas Platformą postrzegają te lata jako wielkie wydarzenie? Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z „Kulturą Liberalną” powiedział, że Tusk i jego rząd przestawili Polskę na tory modernizacyjne, przełamując 300 lat polskiej historii. To PO, jak twierdzi Sienkiewicz, narzuciła wszystkim przeciwnikom – także PiS-owi – społeczno-ekonomiczny język modernizacji, którym muszą się dziś posługiwać i dzięki któremu byli w stanie pokonać Platformę w kampanii wyborczej.

To prawda, ale w połowie. Tusk prawicową politykę ściągnął z chmur i oświadczył, że odtąd jej drogi będą prowadzić po ziemi. Kłopot w tym, że sam po ziemi nie chodził. Głównie na niej leżał, czasem pełzał ostrożnie. Budowa cywilizacji materialnej w epoce Tuska była wysiłkiem jedynie społecznym, w którym polityka nie miała większego udziału. Diagnoza, że dzięki Tuskowi Polska zakwitła, a polska polityka na trwałe zmądrzała, to komplement stanowczo za duży. Zwłaszcza dziś, kiedy polityka wróciła w stare koleiny, czyli sporów nie o realia, lecz imponderabilia. Sienkiewicz opisał nie rzeczywistość, ale swoje marzenia, które zresztą podzielam.

TS: W doniesieniach prasowych po każdym ważnym przemówieniu Donalda Tuska zawsze podawano liczbę obietnic, które złożył. W 2014 r., na 12 miesięcy przed końcem kadencji, wygłosił przemówienie, w którym media doliczyły się blisko 30 obietnic tylko na ostatni rok rządów! Może więc była w Tusku jakaś ambicja, choćby w zakresie skromnych, realistycznych celów?

A co miał mówić? Prawdę? Że nie ma zamiaru ryzykować fotela, aby pochylać się nad niewdzięcznym tłumem, który potem zgłasza same pretensje? Albo podstawiać się opozycji, która gdy rząd da ludziom 500 zł na kolejne dzieci, oskarża władzę o brutalne potraktowanie pierwszego dziecka? Kłamstwa są regułą w politycznej profesji – kto je liczył u Tuska, ośmiesza siebie, nie jego. Zresztą trudno zgłaszać do Tuska jakąś zasadniczą pretensję, bo postępował jak szczery demokrata, który zna potrzeby demosu i robi to, czego ten pragnie najmocniej. Czyli karmi go obietnicami, iluzjami, bajkami. Pieści słowami, zamiast męczyć decyzjami. Był pierwszym posttransformacyjnym premierem. Traktował władzę tak jak zachodni politycy – nie jako społeczną misję, ale jako dobro osobiste, które należy zdobyć, a potem oszczędnie używać, aby jak najdłużej przy sobie utrzymać.

ŁP: I postanowił nie zrobić nic?

Jan Rokita, staroświecka natura, wierzy, że nawet cynizm ma swoje granice i twierdzi, że Tusk szukał takich reform, które nie bolą, ale ich nie znalazł. Ja nie wierzę, aby ich szukał. Miał swoje priorytety, czyli siebie, o co nie mam pretensji, bo tak wygląda polityka. Jednak nie widzę też powodu, aby za egoizm chwalić.

ŁP: Wróćmy zatem do jedynej wady Tuska…

Zbyt często rządził nim nie rozum, lecz strach. Wieczna obawa o to, jak zareagują wyborcy, co napiszą media, co zrobi opozycja. Lęk przed krytyką, przed porażką, przed karą. O ile w myśleniu o polityce był zimny, perfekcyjny, bezlitosny, jak czysta inteligencja, jak przybysz z kosmosu, to jego decyzjami często rządziły małe emocje i małe paniki, od których się wręcz gotował. Co ciekawe, strach dyktował mu podobne decyzje jak rozum, można więc powiedzieć, że eksponowanie realnych motywacji nie jest potrzebne. Jednak sądzę inaczej, liczne relacje zza kulis, pokazujące ciągle spiętego premiera, bardzo go pomniejszają. Nie może być tak, że premier wiecznie się boi. Może kalkulować, rezygnować, cofać się, ale nie powinien wiecznie uciekać. Nie może też bać się lidera opozycji, bo przy wszystkich swoich wadach Kaczyński nie podrzyna rywalom gardła skalpelem. A Tusk się go bał, jeszcze na długo przed katastrofą smoleńską.

ŁP: W pana opowieści tkwi sprzeczność. Z jednej strony tak pisze pan o tchórzostwie Tuska: „przemożny strach przed Kaczyńskim narastał w Tusku od wyborów w 2005 r., stał się jego obsesją, w gronie swoich współpracowników nie mówił o nim inaczej niż «potwór»”. Ale z drugiej twierdzi pan, że po wyborach w 2007 r. Tusk jako jedyny w PO nie chciał dobijać PiS-u, bo wiedział, że będzie mógł dużo zyskać, stając się anty-PiS-em. Miał nawet powiedzieć, że „będzie sobie hodował PiS”.

Cały wywiad na kulturaliberalna.pl

Robert Krasowski

publicysta i wydawca. Założyciel i były redaktor naczelny gazety „Dziennik Polska. Europa. Świat”. Obecnie współwłaściciel Wydawnictwa Czerwone i Czarne. Autor wywiadów rzek z politykami: Leszkiem Millerem, Janem Rokitą i Ludwikiem Dornem. Ostatnio ukazała się jego książka „Czas Kaczyńskiego. Polityka jako wieczny konflikt”, trzeci tom politycznej historii III RP.

Łukasz Pawłowski

sekretarz redakcji i publicysta „Kultury Liberalnej”. Pisze o polskim i amerykańskim życiu politycznym.

Tomasz Sawczuk

komentator polityczny, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka