Kultura Liberalna Kultura Liberalna
195
BLOG

PiS nie tworzy nowej historii

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 2

Polityka historyczna rządu Prawa i Sprawiedliwości budzi ostrą krytykę, a wręcz strach. Czy jednak działania obecnych władz faktycznie wnoszą nową jakość w polskie debaty o przeszłości? Może warto raczej spytać, czy marginalizacja, wykluczenie i arbitralność nie są już od lat ich stałymi elementami?

Izabela Mrzygłód: Wokół historii dużo się ostatnio dzieje. Przy okazji otwarcia Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej padały postulaty odkłamania dziejów stosunków polsko-żydowskich, do prokuratury wezwano Jana Tomasza Grossa, minister Piotr Gliński wyraził de facto zamiar likwidacji Muzeum II Wojny Światowej, a pogrzeb Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” odbył się z udziałem prezydenta. Zresztą Andrzej Duda już w listopadzie zainaugurował prace nad Strategią Polskiej Polityki Historycznej. Czy jednak rząd PiS-u faktycznie dysponuje siłą i narzędziami, które pozwolą mu zmienić świadomość historyczną Polaków?

Lech Nijakowski: W tym pytaniu kryje się wąskie rozumienie polityki historycznej – które zresztą dominuje w dyskursie publicznym – czyli intencjonalne działania organów władzy publicznej. Dla socjologa ważne jest natomiast to, iż politykę pamięci prowadzą wszyscy, nawet jeżeli nie są tego świadomi – kiedy ubierają się w taki, a nie inny, T-shirt albo publikują post na Facebooku. Oczywiście, trudno przebić wielką maszynerię szkolnictwa powszechnego, jednak coraz większe znaczenie ma „pamięć 2.0”, ruchy oddolne, sprzęgnięte z kulturą popularną. W tej perspektywie, gdy patrzymy na działania jakiegokolwiek rządu, rodzi się pytanie, na ile jego wizja wpisuje się w dominującą pamięć zbiorową, obejmującą postaci, wydarzenia, schematy narracyjne, wartościowania, emocje.

Te wszystkie posunięcia rządu mają na celu zakonserwowanie i rozpowszechnienie dobrze znanych narracji. Wpisują się w prostą i oczywistą opowieść podtrzymującą dumę narodową i potwierdzającą, że my, Polacy, byliśmy heroicznymi ofiarami II wojny światowej, w ogóle nie kolaborowaliśmy, ratowaliśmy Żydów, byliśmy niepokorni od pierwszego wystrzału do końca wojny, a nawet jeszcze dłużej, bo nas niecnie zdradzono. To nie są nowe treści. W tym sensie PiS nie wprowadza radykalnej zmiany i ma ułatwione zadanie, bo nie musi dokonać żadnej rewolucji pamięci. Oburzenie intelektualistów – jak w przypadku Muzeum II Wojny Światowej – ma w związku z tym mniejsze znaczenie.

IM: Co chyba jednak ważne, PiS przedstawia się jako siła walcząca o pamięć zdradzoną i wykorzystuje to w bieżącej walce politycznej.

Łukasz Bertram: Widać to przy okazji sprawy katastrofy smoleńskiej. Wrogiem politycznym są ci, którzy sprzeniewierzyli się pamięci ofiar.

Dyskurs polityczny z zasady musi wyznaczać i utrzymywać podziały. Natomiast sięgając głębiej w politykę pamięci, można dostrzec, iż nie ma aż tak dużej różnicy między PO a PiS-em. Nie pojawiła się zupełnie nowa wizja polskiej przeszłości. PiS przedstawia się jako odnowiciel pamięci, bo jest to znacznie atrakcyjniejsze niż mówienie o kontynuacji. Tymczasem mamy do czynienia właśnie z ciągłością, wspólną konserwatywną wizją przeszłości. Ktoś mógłby powiedzieć: „Ale przecież Gdańsk i Tusk. Albo Katowice i Kutz”, tylko że to jest napięcie innego rodzaju. Określiłbym je jako konflikt między pamięcią elit warszawskich, pamięcią Generalnego Gubernatorstwa a pamięcią regionalną bądź mniejszościową. W tej dominującej wizji „centralnej” nie ma miejsca choćby na historię ludności z ziem wcielonych w 1939 r. do Rzeszy (chodzi m.in. o Pojezierze Kaszubskie, Żuławy Wiślane, Ciechanów, Pułtusk i Ostrołękę, Wielkopolskę z „przyległościami” aż po Łódź, a także Górny Śląsk). Raczej mamy więc do czynienia z daleko idącym konsensusem, jeśli chodzi o wizję przeszłości, z wykluczaniem mniejszościowych wspólnot pamięci przez różne rządy w poprzednich latach, a nie z radykalną zmianą. Spójrzmy na inną część Polski – Śląsk. Tam można było dostrzec napięcie między regionalnymi ruchami a Platformą Obywatelską.

ŁB: W 2012 r. podczas sporu o powstające Muzeum Śląskie również niektórzy działacze SLD wypowiadali się w zaskakującym tonie, jak poseł Marek Balt, który pytał, czy zaraz do śląskich szkół nie trafi przypadkiem „Mein Kampf”.

To, co odróżnia PiS od innych formacji, to jego światopoglądowa zwartość, nawet jeśli brak mu rzeczywistego, przemyślanego programu w tym obszarze. Można to dostrzec, gdy politycy PiS-u, odnosząc się do różnych regionalnych społeczności i ich alternatywnych wizji przeszłości, używają podobnych strategii dyskursywnych. Nie są one typowo polskie. Naród jest w nich przedstawiany jako homogeniczny, podkreśla się jego obiektywny charakter (stąd „fałszywa świadomość narodowa”, o którą oskarżani są zwolennicy uznania Ślązaków za naród) oraz chlubną historię (od Piasta Kołodzieja). Katolicyzm ukazywany jest jako podstawowa składowa zbiorowej tożsamości. Zbrodnie Polaków albo są przemilczane, albo zrzucane na zdrajców ojczyzny, a więc tak naprawdę obcych. Nasze klęski zaś jawią się jako moralne zwycięstwa, zgodnie z narracją postromantyczną, w którą na poziomie lokalnym można włączyć przekaz bardzo różnych środowisk, np. kresowych.

IM: Co musi się więc wydarzyć, by tę jednolitą narrację jakoś nadkruszyć?

Moim zdaniem w Polsce za bardzo podkreśla się przy tym udramatyzowane cezury historii politycznej, a nie zauważa ciągłości, długiego trwania struktur pamięci. Są jednak oczywiście takie zdarzenia, które coś zmieniają radykalnie. Świetnym przykładem jest Jedwabne – eksplozja pamięci i społeczny szok. Dyskusja zapoczątkowana „Sąsiadami” zmieniła nasze społeczeństwo. Nie chodzi tylko o to, że ludzie poznali fakty i, jak pokazały badania z 2009 r., 70,7 proc. respondentów słyszało, co się tam zdarzyło (to ogromny odsetek, biorąc pod uwagę, ilu Polaków zwykle nie ma zdania, nie wie, nie pamięta, kiedy na analogiczne pytanie dotyczące „konfliktu pomiędzy Polakami a Ukraińcami w czasie II wojny światowej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej” pozytywnie odpowiedziało tylko 56,6 proc. badanych) [1]. Rzecz w tym, że od tej pory nie była możliwa prosta strategia negacjonizmu, wedle której Polacy ratowali Żydów, nie kolaborowali, nie mordowali mniejszości. Trzeba było rozwijać inne strategie racjonalizacji, wskazywać na presję okoliczności, przenosić winę na kolaborantów, których jako takich wyklucza się z narodu. Jednak patrząc ogólnie na okres po II wojnie światowej, to te krytyczne narracje – choć eksplodują co jakiś czas – mają dość ograniczony wpływ na pamięć zbiorową.

ŁB: Ale przecież – i powiedzieliśmy to przed chwilą – właśnie nową politykę historyczną w obszarze stosunków polsko-żydowskich próbują wprowadzić obecne władze.

Cały wywiad TUTAJ

Lech M. Nijakowski

dr hab. socjologii, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Opublikował m.in.: „Domeny symboliczne. Konflikty narodowe i etniczne w wymiarze symbolicznym” (2006), „Polska polityka pamięci. Esej socjologiczny” (2008), „Pornografia. Historia, znaczenie, gatunki” (2010), „Rozkosz zemsty. Socjologia historyczna mobilizacji ludobójczej” (2013).

Łukasz Bertram

członek redakcji „Kultury Liberalnej”, doktorant w Instytucie Socjologii UW, współpracownik Ośrodka KARTA. Pisze doktorat na temat polskiej elity politycznej okresu stalinizmu.

Iza Mrzygłód

redaktorka działu recenzji książkowych w „Kulturze Liberalnej”, doktorantka w Instytucie Historycznym UW.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka