Kultura Liberalna Kultura Liberalna
307
BLOG

Korzyści z wolnego handlu? Nie zawsze i nie dla wszystkich

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

„W obecnej formie CETA i TTIP prowadziłyby do fundamentalnej zmiany układu sił pomiędzy korporacjami a resztą społeczeństwa”, przekonuje słynny południowokoreański ekonomista i wykładowca Uniwersytetu Cambridge.

Parlament Walonii nie zgadza się na podpisanie umowy CETA, blokując tym samym decyzję całej Unii Europejskiej. Czy pana zdaniem to dobrze, że do podpisania tej umowy prawdopodobnie nie dojdzie?

W tej umowie nie chodzi tak naprawdę o handel, ale wpływy korporacji. Handel pomiędzy Europą a Kanadą i Stanami Zjednoczonymi jest już bardzo zliberalizowany, a cła – poza tymi na towary rolnicze – bardzo niskie. Średnia wartość ceł między krajami europejskimi a USA wynosi ok. 3 proc. Dlatego to nie handel jest w tym wypadku najważniejszy, ale stworzenie pewnego mechanizmu rozstrzygania sporów, który osłabi państwa, a będzie korzystny dla wielkich firm. Arbitraż w formie, w jakiej proponują CETA i TTIP, będzie prowadził do powoływania malutkich sądów złożonych w zasadzie z kilku prawników korporacyjnych. Korporacje zyskają potężne narzędzie blokowania wszelkiego ustawodawstwa, które, w ich przekonaniu, będzie zagrażało ich zyskom. Na tym polega problem.

A zatem chodzi jedynie o procedurę arbitrażu czy też w tego rodzaju umowach jest coś jeszcze, co pana zdaniem uzasadniałoby opór wobec nich?

To rzecz najważniejsza. Wolny handel pomiędzy podobnymi do siebie krajami to ogólnie rzecz biorąc dobre rozwiązanie. Oczywiście zawsze po podpisaniu tego rodzaju umów pojawiają się wygrani i przegrani, rodzi się więc pytanie, czy istnieje jakiś mechanizm pomocy tym drugim. Ale w tym wypadku mamy do czynienia z próbą przekazania ogromnej władzy dużym firmom. Potencjalny zakres spraw, o jakie firmy mogą zaskarżyć państwa, powołując się na utratę nawet potencjalnych zysków, jest niezwykle szeroki. Z tym wiążą się także obawy o obniżenie standardów przy produkcji niektórych dóbr, ponieważ firma będzie mogła uznać wprowadzanie nowych regulacji właśnie za zagrożenie dla jej potencjalnych zysków i na tej podstawie zaskarżyć tę decyzję. A na dodatek będziemy mieli do czynienia z całym środowiskiem prawników wyspecjalizowanych w tego rodzaju arbitrażach, którym będzie zależało na tym, by takich spraw było jak najwięcej.

Protestujący przeciwko tym umowom obawiają się jednak nie tylko mechanizmu rozstrzygania sporów na linii firmy-państwa, ale też większej konkurencji ze strony przedsiębiorstw kanadyjskich i amerykańskich, a w rezultacie utraty miejsc pracy. Czy to uzasadnione obawy?

Zwolennicy tych umów przedstawiają nam różne wyliczenia, zgodnie z którymi po ich podpisaniu europejska gospodarka wzbogaci się o, dajmy na to, dodatkowy miliard dolarów. Problem z tymi wyliczeniami polega na tym, że wrzucają one wszystkie potencjalne zyski do jednego worka, co sprawia wrażenie, że po uchwaleniu CETA i TTIP wszyscy zyskają. W rzeczywistości zyskają tylko niektórzy, a inni stracą. Pytanie, jak owe zyski i straty będą rozłożone i czy „przegrani” uzyskają pomoc w jakiejkolwiek formie – np. w postaci ochrony sektorów najbardziej narażonych na straty.

Przed podpisaniem NAFTA również przekonywano wszystkich, że na zawarciu tej umowy skorzystają zarówno Meksyk, jak i Stany Zjednoczone. Czy tak było, to kwestia dyskusyjna, ale bez wątpienia stracili na niej meksykańscy farmerzy, którzy nie wytrzymali konkurencji z produktami amerykańskimi, oraz amerykańscy pracownicy fabryk samochodowych, których miejsca pracy przeniosły się do Meksyku. Oczywiście, można powiedzieć, że wszyscy ci ludzie mogą się przekwalifikować i poszukać pracy w sektorach, które rozwinęły się dzięki podpisaniu tej umowy, np. produkcji oprogramowania czy bankowości przemysłowej. Problem w tym, że robotnika z fabryki samochodów trudno przekwalifikować do pracy w tych sektorach.

W jaki więc sposób mamy oceniać, czy dany układ o wolnym handlu jest korzystny czy nie? Pan w swojej książce „Źli Samarytanie” pisze, że zwykle jest on korzystny dla krajów rozwiniętych. Ale TTIP i CETA to przecież właśnie układy między takimi państwami. Tymczasem nawet w przypadku tak małego kraju jak Belgia klasa polityczna nie potrafi dojść do porozumienia, czy CETA okaże się korzystna czy nie – ponad połowa kraju oraz rząd centralny chcą jej podpisania, ale parlament Walonii jest zdecydowanie przeciwny.

Wyliczenia dotyczące wpływu tych umów na europejską gospodarkę oparte są na bardzo wielu założeniach, których słuszności nie możemy być pewni. Co więcej, nawet optymistyczne przewidywania mówią o zyskach rzędu kilku miliardów euro na przestrzeni kilku lat. Ale przecież łączny PKB wszystkich krajów UE to ponad 16 bilionów euro! Wpływ tych umów nie byłby więc wcale tak znaczący, ponieważ – jak już mówiłem – już teraz bariery w handlu są niewielkie. Raz jeszcze dochodzimy do pytania, skąd więc taki nacisk na podpisanie tych umów? Jeśli ich skutkiem ma być wzrost PKB o mniej niż 1 proc., o co tyle zachodu? Otóż o to, że podpisanie tych umów będzie korzystne dla wąskiej grupy już bardzo wpływowych ludzi. W obecnej formie CETA i TTIP prowadziłyby do fundamentalnej zmiany układu sił pomiędzy korporacjami a resztą społeczeństwa.

Wśród europejskiej klasy politycznej panuje niemal jednomyślna zgoda na podpisanie CETA – umowę popiera m.in. chadecko-socjalistyczny rząd w Niemczech, socjalistyczny prezydent Francji czy liberalny przewodniczący Rady Europejskiej. Trudno mi sobie wyobrazić, że wszyscy ci ludzie chcą zawarcia umów, które, zgodnie z tym, co pan mówi, drastycznie ograniczą ich władzę i osłabią pozycję wobec korporacji. Po co mieliby to robić?

Narracja, zgodnie z którą umowy o wolnym handlu zawsze tworzą nowe miejsca pracy i podnoszą dobrobyt, stała się na tyle dominująca, że wielu polityków nawet nie próbuje jej kwestionować. Ale mimo to nie brakuje przecież lewicowych polityków, choćby w Niemczech, którzy są przeciwni CETA i TTIP.

Przejdźmy teraz do pana rekomendacji. W „Złych Samarytanach” zamiast za bezwarunkowym poparciem dla wolnego handlu opowiada się pan za ochroną lokalnych firm w czasie, gdy nie są one jeszcze w stanie konkurować z silniejszymi graczami zza granicy. W Polsce także wielu ludzi powtarza dziś, że nasza transformacja została przeprowadzona zbyt szybko i że nie powinniśmy natychmiast otwierać się na świat, ale raczej wspierać swoje firmy, tak jak to zrobiły chociażby władze Korei Południowej, m.in. z Samsungiem. Jeśli jednak biedny kraj nie otwiera się natychmiast na inwestycje zagraniczne, jak ma uzyskać kapitał potrzebny na inwestycje i reformy?

Cały wywiad TUTAJ

Ha-Joon Chang

ekonomista, wykładowca na Wydziale Ekonomii Uniwersytetu Cambridge. Autor popularnych prac popularyzujących wiedzę o ekonomii, m.in. „23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie” (2013) oraz „Ekonomia. Instrukcja obsługi”. Ostatnio po polsku, nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej, ukazała się jego książka „ Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu”.

Łukasz Pawłowski

sekretarz redakcji i publicysta „Kultury Liberalnej”. Z wykształcenia socjolog i psycholog, doktor socjologii.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka