Kultura Liberalna Kultura Liberalna
246
BLOG

Dobra praca nóg. O „Królu” Szczepana Twardocha

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 3

Szczepan Twardoch dobrze rozumie podstawową zasadę budowania marki produktu z wyższej półki – „lepsze jest wrogiem dobrego”. Póki publika akceptuje skład produktu, póki wytwór uczyniony z określonych ingrediencji smakuje, póty nie należy nic zmieniać. Poza opakowaniem.

Mając na względzie „Wieczny Grunwald”, „Morfinę”, „Dracha”, jak i nowowydanego „Króla” przyjęty przez Szczepana Twardocha przepis na powieść wydaje się nietrudny do odszyfrowania.

1. Kadź

Weź za każdym razem nową kadź kontekstu historycznego. W niej będziesz mieszał. Pamiętaj, że kadź musi być ze szlachetnego metalu. Bo kontekst musi w toku historii pozostać odporny na działania bohaterów. Pamiętaj też, że kadź musi charakteryzować się dobrym przewodnictwem cieplnym. Podgrzewana będzie pozwalać substancjom na ruch, łączyć wątki, pchać bohaterów do określonych działań. Będą ogrzewani ciepłem kadzi, będą oziębiani jej zimnem.

U Twardocha to nie konstrukcja bohatera jest uzasadnieniem dla jego poczynań, ale właśnie kontekst czasów, w których toczy się akcja. Innymi słowy – osobowość postaci ma znaczenie, ale staje się kołem zamachowym zawsze z uwagi na kontekst. Może sobie być główny bohater, jak w „Morfinie”, od samego początku złaknionym miłości egotykiem, ale to określone zdarzenia okupacyjne wydobędą z tego faktu konkretne konsekwencje. Może, jak w „Królu”, odczuwać potrzebę udowodnienia sobie, że ma cechy, których nie ma, i że nie ma cech, które ma, ale to konkretne elementy polityki II RP, solidne przegródki społecznego rozwarstwienia i narodowe wzmożenie spowodują, że owa potrzeba zacznie w nim w określony sposób pracować. Jeżeli bohater przechodzi metamorfozę, łatwo odnajdziemy źródła tej przemiany w naczyniu, w którym został przez autora umieszczony.

Kadź można wziąć z domu, tego większego, w którym mieszka wspólnota („Wieczny Grunwald”) albo z tego mniejszego, lokalnego, („Drach”). Jeśli się te kadzie już wykorzystało, trzeba zacząć ich produkcję samemu. Podejrzewam, że Twardoch wyklepuje kadzie w bibliotekach („Morfina”, „Król”). Czasem wyklepie je lepiej („Morfina”), czasem gorzej („Król”). Żeby nie wiem jak sprawnie klepać, nigdy taka kadź nie będzie równie dobra, jak ta domowa. Choćby dlatego że wiedza z książek i gazet nie jest spójna i głęboka, lecz wycinkowa. Nie pozwala swobodnie poruszać się wzdłuż wektora czasu bez ryzyka kiksu, fałszywego tonu biorącego się z braku wyczucia. Opowieści rodzinne, opowieści o miejscach, w których się wychowaliśmy, pozwalają odważniej grać na klawiszach całej gamy czasowej, bo to dzięki tym opowieściom wiemy, jak to powinno brzmieć. Zyskujemy dzięki nim bezwiedną wprawę w takiej grze, przekonująco improwizujemy. Ryzyko fałszywej nuty jest małe. Gdy Twardoch pisze o Śląsku, rozciągając swobodnie fabułę na różne okresy, warto się w nią wsłuchać, bo można usłyszeć w tym Śląskość.

Za każdym razem, gdy Twardoch umiejscawia opowieść w Warszawie – a dzieje się tak i w przypadku „Morfiny”, i w przypadku „Króla” – jego spojrzenie jest mocno punktowe. I w tym tkwi poważny problem. Jednak skoro kontekst ma być tak ważny, to ograniczenie go do wąskiego wycinka czasu utrudnia wytłumaczenie czytelnikowi, że Zeitgeist, historyczne wydarzenia mogą być aż tak istotną determinantą.

„Król” pokazuje tę konstrukcyjną słabość „warszawskich” powieści Twardocha w sposób najbardziej dobitny. W „Morfinie” nieco łatwiej wierzymy w przewagę kontekstu nad wolą bohatera. Po pierwsze, Willeman jest werterowsko bezwolny. Po drugie, okupacja to jednak nie przelewki. Nie ma czołgów z dykty, a ludzie wokół też są twardsi. W „Królu” autor kilkakrotnie przytacza nam opowiastkę o niemożności przeskoczenia biedaka do klastra bogaczy, nieodwołalności podziałów etnicznych albo przekleństwie męskiego braterstwa krwi, które „skazuje” na lojalność na całe życie. To wszystko jest jednak napisane za bardzo wprost. Za mało jest w tej książce obrazów, a za dużo opowiastek, by uwierzyć w realną siłę opisywanego świata.

To, co fantastycznie udało się w „Wiecznym Grunwaldzie”, a jeszcze lepiej (bo subtelniej) w „Drachu”, tutaj nie przekonuje. Świat „Króla” jest złą i okrutną, ale jednak operetką. Postaci, które determinują los naszego boksera, bardziej przypominają właścicielkę „Stu dalmatyńczyków” z kreskówki Disneya niż pełnowymiarowego demiurga. Podsumowując – tak zarysowany główny bohater mógłby te operetkowe dekoracje rozbić kilkoma ciosami bokserskiej pięści. Gdyby tylko chciał. Albo chociaż chciał spróbować. A przecież, w przeciwieństwie do Willemana z „Morfiny”, chciałby bardzo.

2. Składniki i przygotowanie

Cały tekst na kulturaliberalna.pl

Łukasz Kowalczyk

prawnik specjalizujący się w prawie nowych technologii i prawie autorskim, współpracownik „Kultury Liberalnej”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura