Kultura Liberalna Kultura Liberalna
261
BLOG

Nie możemy być tylko widzami

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

„Polska stoi przed gigantycznymi wyzwaniami i bezpieczeństwa nie zapewnią nam żadne helikoptery, żadne drony, nawet obrona cywilna, tylko elementarne przekonanie, że musimy im stawić czoła razem”.

Łukasz Pawłowski: „Wiadomości” od dłuższego czasu regularnie emitują materiały mające na celu zdyskredytowanie kilku organizacji pozarządowych. W tych materiałach widzimy nazwiska znanych osób, nazwy organizacji, przepływy pieniędzy z państwowego budżetu i rzekome powiązania. Przeciętny odbiorca ma z tego wyciągnąć jednoznaczny wniosek – te organizacje to pralnie pieniędzy i miejsce na „lądowanie” dla odsuniętych od władzy ludzi z establishmentu. Zacznijmy więc od pytania najprostszego: co to są NGO-sy i czemu służą?

Kuba Wygnański: W 1989 roku, na fali wielkiego poruszenia obywatelskiego zrozumieliśmy, że jest taka przestrzeń interesu publicznego, która nie może być wypełniana tylko działalnością partyjną. To grupa instytucji, które próbują zabiegać o cele publiczne, ale nie z doraźnych pobudek politycznych. W Stanach Zjednoczonych to by się nazywało mission-driven organisations, czyli takie, które mają jakąś misję, chcą uczynić świat, albo jego niewielki wycinek, lepszym.

ŁP: Nazwa i pochodzący od niej skrót – „NGO” – brzmią dla przeciętnego człowieka bardzo enigmatycznie.

Teraz możemy je nazywać organizacjami społecznymi, ale wtedy, kiedy padał PRL, ta nazwa brzmiała prawie jak komsomoł [1]. Pojęcia społeczeństwa obywatelskiego też nikt wówczas nie używał. W PRL-u mówiło się „strona społeczna” i „strona rządowa”, co także nie pasowało do nowej sytuacji. Dlatego musieliśmy posłużyć się językiem importowanym – „NGO”, czyli non-governmental organisation, to nomenklatura Banku Światowego. Obecnie najczęściej używa się już polskiego tłumaczenia – „organizacje pozarządowe”.

Jan Chodorowski: Jak Polacy według pana rozumieją to pojęcie?

Wielu ludzi, dzięki możliwości przekazania jednego procenta swoich podatków na organizacje pożytku publicznego, rozumie, że istnieją takie instytucje. Ale organizacji pożytku publicznego jest zaledwie 8 tys., a wszystkich NGO-sów – ponad 100 tys. Większość z nich to kluby sportowe, organizacje kulturalne, edukacyjne, hobbystyczne. To, co widzimy w mediach, to tylko mały fragment.

ŁP: Jak wiele z nich ma bezpośredni związek z polityką?

Bardzo niewielki i to chyba dobrze. Warto jednak odróżnić związek z polityką rozumianą w sensie partyjnym i politykami (politics) i politykami rozumianymi jako rozwiązania w politykach publicznych (policy). Trzeba też zadać sobie pytanie, kiedy związek ten jest naganny, bo z pewnością nie zawsze. Jednym z problemów polskiej polityki jest to, że te instytucje partyjne nie są dobrze obudowane think-tankami, czyli instytucjami, których zadaniem byłoby identyfikowanie problemów społecznych i zasilanie partii politycznych w nowe idee. Owszem, istnieje ich garstka, niektóre powiązane z partiami wręcz strukturalnie, jak np. Instytut Obywatelski przy Platformie Obywatelskiej, ale zdarzają się też gęste relacje, które nie mają charakteru formalnego, np. relacje Instytutu Sobieskiego jako ważnego zaplecza w budowaniu programu PiS-u. Myślę, że działanie takich instytucji jako zasilających debatę jest ważne, pożyteczne, warte wsparcia i w przyszłości ich działania powinny być częścią rozmowy o finansowaniu partii politycznych w Polsce.

Nieco inaczej wygląda sytuacja, gdy organizacje pozarządowe stanowią mechanizm przechwytywania majątku publicznego bynajmniej niepowiązany z wykonywaniem zadań publicznych, ale po prostu będący jak rodzaj renty wynikającej z samego posiadania władzy. Ten wątek jest oczywiście dość kłopotliwy i dotyczy w różnym stopniu różnych ekip od początku lat 90. aż do teraz. Ale z pewnością nie dotyczy akurat tych organizacji, o których ostatnio mówi się często w TVP.

Inne zagadnienie to działalność nielicznej, ale bardzo ważnej grupy organizacji takich np. jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka, które starają się kontrolować władzę, tj. sprawdzają, czy przestrzega reguł, jakie sama sobie narzuciła. To tzw. organizacje strażnicze i to one przede wszystkim zostały zaatakowane przez media publiczne.

JCh: „Wiadomości” przekonują, że tego typu organizacje próbują wpłynąć na wybory.

Pewnie, że próbują, taka jest ich misja! Ale nie zachęcają do głosowania na tę czy inną partię, a po prostu dostarczają wyborcom informacji o programach ugrupowań lub punktują niespójności. Jeśli demokracja nie ma być losowaniem, a raczej racjonalnym wyborem, dobrze jest, aby wybór ten był oparty na możliwie kompletnych informacjach.

ŁP: Jaki jest pana zdaniem powód ataków na te organizacje? Dlaczego zostają poprowadzone właśnie teraz?

Nie wiemy, czy jest to uwertura do czegoś większego po stronie kierownictwa partii, czy też indywidualne harcownictwo ze strony „Wiadomości”, które chcą się wykazać. Pierwotnie przychylałem się do hipotezy o „samodzielności” TVP, ale właśnie przeczytałem wywiad z premier Beatą Szydło w „Tygodniku Solidarność”, gdzie wyraźnie formułuje ona podobne zarzuty i zapowiada „robienie porządków”. Smutne. To wszystko dzieje się w rządzie, który powołał nawet specjalną komórkę, której celem ma być rozwijanie społeczeństwa obywatelskiego. Coraz lepiej rozumiem, na czym ma to polegać.

JCh: Na czym?

Wydaje mi się, że chodzi o wyłączanie kolejnych „bezpieczników”, które w demokratycznym systemie powinny patrzeć władzy na ręce i ewentualnie blokować jej działania. Pierwszym z nich jest Trybunał Konstytucyjny, drugim Rzecznik Praw Obywatelskich, a trzecim powinny być media publiczne, choć te ze swojej misji zrezygnowały już dawno temu i służą tylko prezentowaniu poglądów partii rządzącej. Kolejnym takim bezpiecznikiem są właśnie różnego rodzaju organizacje. Chodzi więc o wyłączenie podmiotów, które mogą sprzeciwiać się władzy, ale nie są partiami politycznymi.

JCh: Z badań Stowarzyszenia Klon/Jawor opublikowanych w książce „Nowe dylematy polityki społecznej” wynika, że we współpracy między administracją publiczną a organizacjami obywatelskimi w praktyce faktycznie bardziej liczą się znajomości, układy, nieformalne kontakty niż merytoryczne kompetencje organizacji. Może więc te ataki nie są całkowicie chybione?

Cały wywiad na kulturaliberalna.pl

Kuba Wygnański

socjolog, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, stypendysta Uniwersytetu Yale. Działacz organizacji pozarządowych. W latach 80. działacz „Solidarności” i Komitetów Obywatelskich. Uczestnik obrad Okrągłego Stołu. Współtwórca m.in. Stowarzyszenia na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych oraz Stowarzyszenia Klon/Jawor. Współpracował m.in. z Polską Akcją Humanitarną, Fundacją im. Stefana Batorego oraz Stowarzyszeniem Art. 61 oraz warszawskim KIK. Laureat Nagrody im. Andrzeja Bączkowskiego oraz Nagrody Totus Tous. Obecnie pracuje w Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”.

Łukasz Pawłowski

sekretarz redakcji i publicysta „Kultury Liberalnej”. Z wykształcenia psycholog i socjolog. Pisze o polskim i amerykańskim życiu politycznym.

Jan Chodorowski

współpracownik „Kultury Liberalnej”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo