Kultura Liberalna Kultura Liberalna
271
BLOG

Język rodzi przemoc? O wydarzeniach w Ełku

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 1
Czy obelżywy język wymierzony w muzułmanów, z którym stykamy się od kilkunastu miesięcy w polskich mass mediach, mógł doprowadzić do eskalacji przemocy w Ełku? Jak wyjaśnić to, co się stało?

Wpływowy niemiecki „Die Zeit” pisze, że sytuacja, do której doszło w Ełku, jest wynikiem długotrwale ukrywanego rasizmu polskiego społeczeństwa. „Foreign Policy” donosi z kolei, że Polska nie jest i nigdy nie była prawdziwą demokracją. Nad Wisłą podobne stwierdzenia często nie są brane na poważnie lub są traktowane jako inspirowane przez rzekomo niechętne polskiemu społeczeństwu liberalne elity. Zamiast jednak zastanawiać się nad jakimś „tajemniczym wpływem”, warto uważniej przyjrzeć się temu, co dzieje się w Polsce od kilku miesięcy i w jaki sposób my, Polacy, przekształcamy własną sferę publiczną.

Gdy jesienią 2015 r. kryzys uchodźczy stał się jednym z najistotniejszych tematów polskiej debaty publicznej, w części tytułów badanych przez Obserwatorium Debaty Publicznej „Kultury Liberalnej” dało się zaobserwować wyraźną radykalizację antyislamską. Wspomnijmy choćby okładkę tygodnika „wSieci” z września 2015 r.: Ewa Kopacz ubrana w arabski strój i przepasana ładunkami wybuchowymi, podpis: „Ewa Kopacz urządzi nam piekło na rozkaz Berlina” („wSieci”, 21–27 września 2015 r.). Albo okładkę z lutego 2016 r.: półnaga jasnowłosa kobieta owinięta w unijną flagę, broniąca się przed męskimi rękami o ciemnej karnacji, podpis: „Islamski gwałt na Europie” („wSieci”, 15–21 lutego 2016 r.).

Negatywny pakiet myślenia o muzułmanach

Co dzieje się w polskiej debacie publicznej, że takie komunikaty znajdują rację bytu? Warto zwrócić tu uwagę na kilka zjawisk obecnych w polskich mediach.

Od chwili swojego powstania w 2014 r. Obserwatorium Debaty Publicznej prowadzi monitoring siedmiu polskich tytułów prasowych: „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Faktu”, „wSieci”, „Do Rzeczy”, „Polityki” i „Newsweeka”. Od ponad roku badamy także cztery polskie portale: „Na Temat”, „Dziennik Opinii”, „Niezależną” i „Frondę”. Z badań Obserwatorium Debaty Publicznej wynika, że większość autorów publikacji, czy to po prawej, czy po lewej stronie światopoglądowej sceny, zamiennie posługuje się terminami „muzułmanin”, „Arab” i „uchodźca”, bez zwracania uwagi na to, że nie muszą one oznaczać tożsamych zbiorów. W medialnych polemikach znikają często różnice np. między mieszkającymi w Polsce muzułmanami pochodzenia tatarskiego, syryjskiego czy tureckiego a Polakami, którzy zdecydowali się przejść na islam.

Co więcej, muzułmanie niejako hurtowo określani są jako „terroryści”, „islamiści” lub „fundamentaliści”. „Syryjczycy to naród zwolenników terroryzmu. […] Są nazistami próbującymi uciec z bombardowanego Berlina” – czytamy we „Frondzie” („Syryjscy muzułmanie popierają terroryzm”, fronda.pl, 16 grudnia 2015 r.). „Zachód jest bezbronny wobec najazdu – tak, najazdu – islamskich terrorystów. […] Zamachów nie organizują muzułmańscy odszczepieńcy. Tylko wierzący muzułmanie, na których setki tysięcy innych regularnie płacą jałmużnę” – to z kolei cytat z Niezależnej.pl z tekstu zaczerpniętego z „Gazety Polskiej Codziennie” (Katarzyna Gójska-Hejke, „Nie miejmy złudzeń”, niezalezna.pl, 23 marca 2016 r.). „W dyskusji na temat uchodźców obawy przeciwników otwarcia granic nie wynikają z lęku przed nieznanym, ale, przeciwnie, oparte są na wiedzy i zdolności przewidywania. […] zawarty w świętej księdze muzułmanów potencjał agresji jest ogromny, dlatego napięcie społeczne tak często pociąga za sobą rozwój terroryzmu” – pisze Paweł Lisicki w „Do Rzeczy” (Paweł Lisicki, „Lęk czy zuchwałość”, „Do Rzeczy”, 26 października – 1 listopada 2015 r.).

W ten sposób w przestrzeni publicznej rodzi się coś w rodzaju zestawu lub pakietu określeń – składających się z zamazanych bądź tylko pozornie powiązanych ze sobą pojęć – który przyjmuje postać następującej narracji: muzułmanie to osoby, które mieszkają w gettach na przedmieściach dużych europejskich miast lub przybywają tłumnie do Europy jako „fala”, „tsunami” lub wręcz uchodźczy „najazd”; wśród jednych i drugich pełno jest terrorystów, a winna jest temu Europa Zachodnia, która znajduje się w stanie moralnego rozkładu z powodu prowadzonej od lat zgubnej polityki tolerancji, zapomnienia o chrześcijańskich korzeniach i ideologii „multikulti”. Często można odnieść wrażenie, że prawdziwym tematem tego rodzaju sformułowań nie są muzułmanie, lecz lęk i resentyment wobec wszystkiego, co przychodzi zza zachodniej granicy.

Wyrażanie wątpliwości pod adresem niemieckiego, holenderskiego czy francuskiego modelu integracji osób wyznania muzułmańskiego to dziś część debaty o polityce i jej kierunkach w całej Europie. Jest to również uprawniony sposób prowadzenia dyskusji na temat przyszłości polityki migracyjnej Polski. Liderzy prawicowej publicystyki często idą jednak dalej. Ich wypowiedzi nie służą zadawaniu istotnych pytań czy namysłowi nad problemem, ich celem jest znalezienie możliwie najbardziej wyrazistych metafor do opisu złożonego przecież zjawiska. W konsekwencji mamy do czynienia z czymś w rodzaju retorycznego wyścigu, w którym próbuje się nas przekonać, że „naród syryjski składa się z terrorystów”, a uchodźcy to „atak dziczy” lub „islamska horda”.

To powoduje pęknięcie między retoryką a polską rzeczywistością, w której praktycznie nie ma migrantów. Ciekawym przykładem jest publicystyka Tomasza Terlikowskiego, publicysty katolickiego, który po wydarzeniach w Ełku bronił właścicieli barów z kebabami, ostrzegając przed zrównywaniem muzułmanów z ludźmi niebezpiecznymi i nieuczciwymi („Atakowanie ich, obarczanie winą czy mszczenie się za zbrodnię [niewątpliwą] jaką było zabicie Polaka w Ełku to głupota i skandal” („MałyDziennik.pl”, 4 stycznia 2017 r.), pół roku temu pisał jednak: „(…) nie da się już utrzymać opinii, że islam jest religią szacunku dla kobiet. Szacunek ten bowiem odczuwają na własnej skórze już nie tylko gwałcone – zgodnie z zasadami islamu – na Bliskim Wschodzie jazydki i chrześcijanki (…), lecz także Niemki, które podczas karnawału mogły się przekonać, na czym polega muzułmański stosunek do kobiet” (Tomasz Terlikowski, „Seksualny dżihad”, „Do Rzeczy”, 15–21 lutego 2016 r.), a w innymi miejscu: „Jeśli nie weźmiemy sprawy we własne ręce (i nie tylko), to muzułmanie nas pokonają. I to wcale nie za pomocą terroryzmu, ale macicami ich kobiet”. Można odnieść wrażenie, że Terlikowski sam miota się między różnymi ocenami sytuacji albo że pod wpływem nowych wydarzeń zmienia zdanie, jednak nie odnosi się do swoich wcześniejszych twierdzeń.

Pogarda wobec polemistów

Cały tekst TUTAJ

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka