Kultura Liberalna Kultura Liberalna
290
BLOG

Białoruś to taki „kolektywny Łukaszenko”

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 1

„Jesteśmy teraz zakładnikami niezwykle trudnej sytuacji, z czego zaczyna sobie zdawać sprawę większość moich przyjaciół. Jeśli Putin i Łukaszenko upadną, to na ich miejsce wcale nie muszą przyjść demokraci”, mówi „Kulturze Liberalnej” Swietłana Aleksijewicz.

Julia Alaksiejewa, Łukasz Jasina: Polski czytelnik, który nie studiował historii białoruskiej kultury, zapewne nie będzie znał imienia Ałesia Adamowicza. To jednak niezwykle ważna postać dla całego pokolenia białoruskich intelektualistów, na których w latach 60. odcisnął niezatarte piętno. Kim dla pani był ten utalentowany pisarz i historyk literatury?

Swietłana Aleksjiewicz: Ałeś Adamowicz był moim mentorem – człowiekiem, który pobudził do działania mój wewnętrzny mechanizm myślenia. Wielkim kłopotem Białorusinów jest prowincjonalizm, w który wpadamy zwłaszcza wtedy, gdy próbujemy oderwać się od rosyjskiej kultury. Adamowicz nie był prowincjonalny, miał niespotykane w naszej kulturze, szerokie, „tołstojowskie” spojrzenia na świat. W czasach, gdy go spotkałam, czułam się jak osoba tonąca, która jednak zdołała złapać pomocną dłoń. Jego wpływ na mnie nie polegał na tym, że mnie uczył – po prostu wystarczyło go słuchać i naśladować. Na przykład inny ważny pisarz i zarazem wielki autorytet społeczny, Wasyl Bykow, zupełnie się od niego różnił – był niezwykle zamknięty w sobie. Ludzie dzielą się na utalentowanych od wewnątrz i mądrzejszych od swojego talentu, a więc takich, którzy oddziałują na zewnątrz. Do tych ostatnich należał Adamowicz.

Kogo poza Adamowiczem i Bykowem warto jeszcze zapamiętać z grona białoruskich pisarzy?

Niestety wszyscy godni zapamiętania już umarli: Zarecki, Kuźma Czorny… Posiadali umiejętność metafizycznego myślenia. A z obecnych? Nie chciałabym nikogo urazić.

Zapytamy inaczej – czy białoruska literatura w ogóle istnieje? Są przecież tacy, którzy twierdzą, że to tylko część literatury rosyjskiej.

Tak, ona istnieje. Całkiem niezły poziom reprezentowała w czasach radzieckich. Myślę choćby o pisarzach, których już wspomniałam, ale także o innych twórcach, takich jak chociażby Michaś Strelcow. Literatura białoruska być może była i radziecka, ale patrzyła na świat po białorusku. Od rosyjskiej odróżniało ją zupełnie inne wyobrażenie na temat roli pisarza w świecie. Można to zrozumieć po przeczytaniu tekstów Strelcowa i niektórych opowiadań rosyjskiego pisarza Wasilija Biełowa. Z pozoru piszą o tym samym, ale od razu widać, kiedy pisze o tym Białorusin, a kiedy Rosjanin.

Jak pani wykuwała swoją pisarską niezależność? W Związku Radzieckim nie mogło to być łatwe.

Tak naprawdę pracę w zawodzie dziennikarki-reporterki zaczęłam późno – już w okolicach trzydziestki, w połowie lat 70. W Związku Radzieckim sowiecki sposób rozumienia rzeczywistości panował absolutnie wszędzie. Na wszelki wypadek każdy myślał o świecie w czarno-białych kategoriach i nie bardzo miał ochotę to zmieniać. W szczególności myśleli tak pisarze. Pamiętam, że uwolniłam się od tego typu rozumowania, gdy pisałam książkę „Ołowiane żołnierzyki” o wojnie w Afganistanie, do którego pojechałam. Na miejscu wsiadłam do helikoptera i kiedy już poderwaliśmy się do góry, zobaczyłam na dole coś niepojętego. Chłopak ze śmigłowca wyjaśnił mi: „To tysiące trumien. Może jutro i ja tam będę leżał – choć nie wiem, z jakiej racji zginę”. To właśnie tacy jak on byli tymi ołowianymi żołnierzykami. W okresie, w którym jeździłam do Afganistanu, zrozumiałam że to, co nam zrobiono w roku 1917, w połowie lat 80., my próbowaliśmy zrobić w innym kraju. Ostatecznym oswobodzeniem była dla mnie jednak książka „Krzyk Czarnobyla”.

Porozmawiajmy trochę o tej książce. Są w niej opisani ludzie z absolutnie różnych sfer białoruskiego społeczeństwa.

Zawsze tak postępuję. Nie wolno ufać wyłącznie jednemu człowiekowi. To nie byłoby prawdziwe. Zarówno w „Krzyku Czarnobyla”, jak i w „Czasach secondhand” pozwoliłam każdemu wykrzyczeć swoją prawdę – podobnie jak to robił Dostojewski. Oddałam głos i komunistom, i ich ofiarom. W książce o Czarnobylu nie zmieniłam metody, tylko co nieco pomajstrowałam przy kompozycji. A ludzi łatwo było znaleźć. Na Boga, Czarnobyl zatruł całą Białoruś.

Jak powstawał „Krzyk Czarnobyla”?

Po napisaniu „Ołowianych żołnierzyków” byłam zmęczona i wypalona całym tym wojennym koszmarem. Pewnego razu wsiadłam do taksówki. Jadę sobie spokojnie i nagle z szybą zderza się gołąb. Kierowca zaczął krzyczeć: „Rzucam tę robotę! Nie mogę więcej! Codziennie dziewiętnaście do dwudziestu gołębi rozbija się o moją szybę. To ta radiacja tak na nie działa!”. Raz w lesie widziałam ogromny stos padłych od promieniowania srok, a w pewnej wioseczce spotkałam staruszkę prowadzoną przez milicjanta. W rękach trzymała mendel jaj. „Gdzie je niesiecie, babciu?”, pytam. „Muszę je pochować za wsią”. Za wsią znajdowały się ogromne jamy, do których wyrzucano napromieniowane jaja i wylewano mleko. Chłopi nie rozumieli, że dobre jedzenie jest skażone. Wojsko musiało ich do jego niszczenia zmuszać.

Wszystko to było trudne, a każda rzecz bardziej męcząca od drugiej. Trzeba było na nowo spojrzeć na wydarzenia wokoło, przestawić się na inny sposób myślenia, by pisać o tej strasznej tragedii.

Gdy prześledzi się tematy pani książek, można zaryzykować stwierdzenie, że opisują one najważniejsze elementy tożsamości współczesnego Białorusina. Jest w nich opisany Czarnobyl, Wielka Wojna Ojczyźniana i upadek ZSRR. Ale istnieje czwarty element białoruskiej tożsamości, którego u pani nie ma – Aleksander Łukaszenko i jego rządy. Czy nie korciło pani, by o nim napisać?

Cały wywiad z laureatką literackiej Nagrody Nobla na kulturaliberalna.pl

Swietłana Aleksijewicz
białoruska pisarka i dziennikarka. Pisze o pomijanej i wypieranej historii Rosji: katastrofie w Czarnobylu, radzieckiej interwencji w Afganistanie, udziale kobiet w II wojnie światowej, wojennych losach dzieci, codziennym życiu po upadku komunizmu. Laureatka wielu międzynarodowych nagród, w tym literackiej Nagrody Nobla, National Book Critics Circle, Pokojowej Nagrody im. Ericha Marii Remarque’a, Nagrody Szwedzkiego Pen Clubu, Lipskiej Nagrody Książkowej na rzecz Porozumienia Europejskiego, Nagrody im. Andrieja Siniawskiego oraz Nagrody Fundacji im. Friedricha Eberta. W 2011 r. jej książka „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” (wyd. Czarne, 2010) została uhonorowana Literacką Nagrodą Europy Środkowej Angelus oraz Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego. Nagrodę im. R. Kapuścińskiego otrzymała ponownie w 2015 r. za książkę „Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka” (wyd. Czarne, 2015).

Julia Alaksiejewa
białoruska dziennikarka i filmoznawczyni.

Łukasz Jasina
historyk i publicysta, ekspert ds. wschodnich, szef działu wschodniego „Kultury Liberalnej”, pracownik Muzeum Historii Polski.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura